niedziela, 9 października 2011

Autor: Kubeczek

O świecie, którego już dawno nie ma, czyli moje refleksje nad filmami lat minionych

Filmy polskie przedwojenne to dla mnie filmy z dalekiej przeszłości. Stare rupiecie bądź filmy nie do oglądania, jak chcą niektórzy. I ja się z tym bardzo ale to bardzo nie zgadzam. Protestuję. Bo co to znaczy, że tego nie można już oglądać? Że trzeszczą? Że stare? To prawda. Ale rupiecie to są raczej filmy współczesne z domorosłymi i niewykształconymi aktorzynami, którzy mają złą dykcję, źle akcentują i źle grają. Za to wydaje się im, że jak wystąpili w pięciu serialach, to mogą pretendować do bycia wyrocznią i autorytetem Sztuki Filmowej. Czy to, że ja potrafię zaprojektować domek dla kota czyni mnie architektem?


Dobrze, dobrze. Czepiam się i jestem złośliwa. Co mi się więc podoba w tych starych filmach, których fabuła jest prościutka, bo oparta przeważnie na zasadzie „lekko, łatwo i przyjemnie”? Co jest takiego w filmach, którym tak daleko do takich arcydzieł światowej kinematografii jak „Towarzysze broni” Jeana Renoira, czy „Pod dachami Paryża” René Claira? Co sprawia, że tak uparcie wracam do tych filmów, wywołując tym samym najpierw niedowierzanie, a potem politowanie na twarzach najbliższych mi osób? Podoba mi się mowa ojczysta, może nieco już egzaltowana i przesadna, archaiczna nawet, ale wolna od przekleństw i słownego rynsztoku. Piękne i eleganckie stroje. Tak stroje. Stroje szyte na miarę. Stroje, które aktorzy potrafią nosić i to jak nosić! Uczesanie i makijaże pań, które dziś mogą cokolwiek śmieszyć, ale wolne są od fotoszopu. Wszystko to sprawia, że filmy te mają swój niepowtarzalny urok.
Ktoś powie, że dla niego taki „niepowtarzalny urok” mają filmy z lat 80-tych, bo wiążą się z jego młodością, z pierwszym pójściem do kina, z oszukaniem kasjerki, co do swojego wieku. Tak, to wszystko prawda, ale ten urok o którym ja tu piszę, to jest czar świata, którego już nie ma. Świata, który nie istnieje. Świata, który odszedł już do przeszłości. Bo odejść musiał, gdyż wybuchła wojna i wszystko zmieniła. I nie tylko chodzi o sam fakt, że wielu aktorów nie doczekało się wyzwolenia (In Benita, Zbyszek Rakowiecki, Eugeniusz Bodo), ale także dlatego, że w nowej powojennej rzeczywistości tym, którzy przeżyli, trudno było się odnaleźć. Część kontynuowała swoją karierę, jak Adolf Dymsza czy Jadwiga Andrzejewska i Elżbieta Barszczewska. Część pozostała na emigracji (Jadwiga Smosarska, Hanka Ordonówna). Rosło także nowe pokolenie, nie tylko twórców filmowych, ale także widzów. Pojawiły się nowe wyzwania i nowe oczekiwania. Trochę więc żal, że wszystko się tak potoczyło. Że nie było tej naturalnej wymiany, tej sztafety pokoleń, tego naturalnego biegu rzeczy. Że wszystko zniknęło, skończyło się. A może ja tylko tak mam i tylko mi się tak to wszystko jakoś ćmi. Mi się tylko tęskni, jakoś niewytłumaczalnie i dziwnie. Bo przecież wszystko przemija i lata 80-te też dawno za nami, a i wielu aktorów z tamtych lat już nie ma. Mimo wszystko lata, czy to dwudzieste- szalone i pełne nadziei, czy trzydzieste -pełne pesymizmu, są jakieś „niezastępowalne”. Nawet jak ogląda się współczesne seriale czy filmy, gdzie akcja toczy się w międzywojniu, to ja widzę tylko zwykłe przebranie się wszystkich i wszystkiego. Potem zaledwie ujęcie w jakimś zaułku, przy jakiejś ścianie, bo dekoracji nie warto było zrobić, bo nie warto było poszukać pleneru, nie warto było postarać się o odtworzenie ulicy. A potem to dumne obwieszczenie światu przez twórców, co to oni w tym filmie nie pokazali, że pół Warszawy zamknęli, że sprzączka od paska oryginalna, że konie specjalne i tyyyyle ich tu dano, że bryczka prawdziwa. I jak oni się tym cieszą i jak to jest w telewizji nagłaśniane. A poza tym sztuczność, teatr, atelier. Klimatu brak. Ale na szczęście są taśmy filmowe i dzięki nim można zawsze wrócić do prawdziwego „świata zza szyb automobilu, do świata w starym iluzjonie”. Gdzie piękni aktorzy są rzeczywiście piękni. Może to urok, wdzięk i czar, a może zasługa operatora i oświetleniowca? W każdym bądź razie obie strony musiały mieć talent i wykształcenie za sobą. I wiem już za czym tak bardzo tęsknię oglądając te filmy z lat minionych, które przecież nie są wolne od wad, błędów i pomyłek. Tęsknię za profesjonalizmem.

4 komentarze:

  1. Tak jak niezbyt przepadam za innymi tekstami autorki, ten mi się podobał. Dobrze byłoby jednak rozwinąć nieco temat, rzucić kilkoma tytułami, bo w sumie z powyższej wypowiedzi nie wynika wiele poza tym, że "fajnie było, ale się skończyło". Mam nadzieję, że pani Kinga będzie częściej gościć na blogu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, dobry tekst, ale zdecydowanie za krótki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Te "stare rupiecie" o których piszesz, mają klimat, którego próżno szukać w wielu teraźniejszych filmach. Mają swój urok i aż chce się do nich wracać. Dobry tekst, płynący prosto z serca.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. ja się zastanawiam, kiedy nasi rodzimi twórcy odkryją stare kino i zaczną masowe rimejkowanie przedwojennych klasyków.

    OdpowiedzUsuń

Najpopularniejsze posty Fetyszystów