środa, 30 listopada 2011

Autor: Rafał Donica

Noc reklamożerców 2011

Przez wiele lat unikałem „Nocy reklamożerców” jak ognia. Telewizja i radio (internet zresztą też) codziennie i nad wyraz skutecznie uprzykrzają życie, bombardując nas informacjami o piwach, proszkach, podpaskach, środkach na gazy i na niewyraźny wygląd. Myślałem sobie, że trzeba mieć nierówno pod sufitem, żeby iść do kina na całą noc reklam i jeszcze za to płacić. Głupi byłem. Ale do rzeczy, czyli... zapraszamy do reklamy! Czołówka pochodzi z edycji 2009, bo tegorocznej nie udało mi się znaleźć, a chciałem zapoznać Was z muzycznym motywem przewodnim imprezy).


Do „Nocy reklamożerców” przekonała mnie w końcu małżonka, która uczęszcza na tę imprezę od początku jej istnienia w Polsce, gdy ta odbywała się jeszcze w Sali Kongresowej, a uczestnicy dostawali czerwone nosy klauna do założenia na twarz. Chodzę na „Noc reklamożerców” od trzech lat i mam zamiar chodzić przez kolejne, bo impreza co roku jest po prostu przednia. Twórcy „Nocy” przedstawiają najciekawsze, najśmieszniejsze, najoryginalniejsze, nieraz najtandetniejsze, egzotyczne, stare, klasyczne, najdłuższe, najkrótsze spoty reklamowe z całego świata (z Polski również). Całość podzielona jest na 4 bloki (czasem mniej lub bardziej tematyczne) po 1,5 godziny, z przerwami po 15 minut.

Atmosfera na sali (zawsze wypełnionej po brzegi) jest niepowtarzalna. Widzowie mają do dyspozycji trąbki, którymi wyrażają aprobatę lub dezaprobatę (w zależności od siły dmuchu), dla obejrzanej właśnie reklamy. Najzabawniej jest, gdy ktoś ma uszkodzoną trąbkę, która przeraźliwie „jęczy”, albo gdy ktoś zatrąbi w zupełnie nieoczekiwanym momencie jakiejś dramatycznej reklamy społecznej. Ale najbardziej pocieszne zjawisko zaobserwować można około godziny 2-3 w nocy, podczas końcowej fazy imprezy, gdy dźwięk trąbki słychać coraz rzadziej i jest on coraz słabszy, bo i uczestnicy zmęczeni albo śpiący. Fotele obstawione są kawami, termosami, kanapkami, niektórzy przynoszą nawet własne kapcie i zakładają je zamiast butów. Trochę niepotrzebnie w kinach sprzedaje się piwo, w dodatku w cienkich plastikowych kubkach – towarzystwo potrafi chodzić zastukane, a w zeszłym roku jakiś podchmielony cymbał oblał nas złotym trunkiem (tylko bez głupich skojarzeń) przeciskając się między fotelami. W tym roku, choć piwo też sprzedawano, jakoś nie rzucił mi się w oczy nikt wcięty i w ogóle atmosfera na Sali była kulturalna i sympatyczna. Reasumując, „Noc reklamożerców” to niezapomniane przeżycie, i nie dziwię się wcale, że impreza ma status kultowej, a jej popularność nie spada.

Nie sposób spamiętać, ani opisać wszystkich reklam, jakie w danym roku są puszczane. Tym razem zapisałem sobie jednak nazwy reklamowanych wyrobów, których reklamy były, że użyję kolokwializmu, „najzajebistsze” w tej edycji imprezy. Zapraszam do zapoznania się z nimi i serdecznie polecam „Noc reklamożerców” w przyszłym roku – kto jeszcze nie był, niech zapomni o uprzedzeniach do reklam telewizyjnych i śmiało uderza w listopadzie 2012 do Multikina, gdzie nie zobaczy Dosi, Hajzera, Goździkowej, Biedronki, Link 4 i innych zwykłych, szarych i nudnych spotów, lecz esencję świata reklamy przez duże „R”.

Scena w kantynie z “Gwiezdnych wojen” w zupełnie nowym wydaniu:

Niespotykany jak na reklamę rozmach inscenizacyjny i efekty wizualne na bardzo wysokim poziomie. Trwa ponad 3 minuty, ale naprawdę warto obejrzeć:

Super pomysł, muzyka i realizacja:

Ta reklama z udziałem Jacka Blacka okazała się zabawniejsza od całego filmu „Podróże Guliwera”:

Old Spice – jedna z reklam z tego cyklu leci w naszej TV, ale nie ta:

Jedna z najzabawniejszych reklam tej “Nocy…”:

Nissan parodiuje klasyczne kolorowe kulki Sony Bravia i robi to dobrze:

Baaardzo irracjonalna reklama Las Vegas:

1 komentarz:

Najpopularniejsze posty Fetyszystów