czwartek, 30 czerwca 2011

Autor: artu

Mokradła

i mlecznobiała mgła. Nagrobki krzywo sterczące wśród haszczy. Stara posiadłość, do której nie da się z miasteczka przywędrować na piechotę. Przez wiele lat zamieszkiwana przez samotną staruszkę, teraz opustoszała po jej śmierci. Znamy takie domy: dywany, drewniane poręcze, kredensy, komody, stosy zakurzonych rupieci. Pokoik dziecięcy zagracony zabawkami, których dawno już nikt nie dotykał, małe łóżeczko, konik na biegunach...


Spróbujcie pomyśleć o historyjce "z dreszczykiem" z akcją osadzoną na ponurej angielskiej prowincji - istnieje duże prawdopodobieństwo, że pomyśleliście właśnie o Kobiecie w czerni, nawet jeśli nie widzieliście tego filmu. Tak jest konserwatywny i tak bardzo retro. Twórcy tego telewizyjnego horroru z 1989 w ciągu stu minut powołują do życia pełen przekrój motywów związanych z gotyckimi ghost stories i jakoś radykalnie nie wychodzą poza utarte, fabularno-formalne rozwiązania. Ale to przecież działa! (W każdym razie zadziałało na mnie). Oto paradoks dobrego horroru. Nie dość, że wygodny fotel przed telewizorem przypomina ci o twoim własnym bezpieczeństwie, to jeszcze wiesz, co się wydarzy. A i tak się boisz.

No i kolejna rzecz - z powyższych względów Kobieta w czerni ma wszelkie predyspozycje do tego, by się zestarzeć. I nic. Stoi i gapi się na ciebie, osłupiały widzu, a ty, z analizą setek scenariuszy w głowie, nie jesteś w stanie kiwnąć palcem. Średnia jakość taśmy to wrażenie jeszcze wzmaga; jestem gorącą zwolenniczką oglądania horrorów na startych kasetach wideo albo kiepskich ripach. Drgające kopie filmów Dario Argento na ósmych Nowych Horyzontach też były super. Nie chcę kwestionować wizualnej warstwy horrorów, często piekielnie (!) istotnej; wprost przeciwnie. Rozmazanie czy pewna sztuczność obrazu (także aktorstwa) pasuje do majaków, halucynacji; wzmaga poczucie niepewności; zaburza "normalną" percepcję.

Żywotność opowieści grozy to temat na oddzielną, znacznie dłuższą notkę. Dziś tylko skromne: jeśli nie widzieliście, oglądajcie.

Śpieszcie się, bo reaktywowany Hammer po nawet udanym rimejku szwedzkiego Pozwól mi wejść wziął się właśnie za Kobietę w czerni. W roli głównej - Daniel Radcliffe aka Harry Potter, ironia on i nagradzamy oklaskami (ciekawostka: w wersji telewizyjnej Arthura grał Adrian Rawlins, czyli... James Potter, ojciec Harry'ego). Teaser:



Do napisania.

6 komentarzy:

  1. Współczuję Radcliffe'owi. Biedak, będzie teraz udowadniał przez lata, że nie jest tylko Harry'm. Mam nadzieję, że nie pozostanie tak jak Stachu Mikulski - zapamiętanym tylko z jednej roli. Teaser daje namiastkę klimatu... Mam nadzieję, że w przypadku Hammera będzie lepiej, po słabiutkim The Resident.

    OdpowiedzUsuń
  2. przecież Radcliffe pokazał już dumnie swojego penisa, i to po dwóch stronach oceanu, i wszyscy oszaleli, mógłby teraz odejść z aktorstwa i już mnie nie denerwować ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale to wciąż Harry. Tylko z penisem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Woman in Black jest tylko jedna: http://www.youtube.com/watch?v=uTD2YICU1DY

    OdpowiedzUsuń
  5. Byś lepiej obejrzał film zamiast off-topować ;).

    OdpowiedzUsuń
  6. Reaktywacja Hammera to jeden z najbardziej chybionych pomysłów ostatnich lat.

    OdpowiedzUsuń

Najpopularniejsze posty Fetyszystów