niedziela, 28 sierpnia 2011

Autor: Rafał Donica

Stalowy boks

Boks zawodowy, pomimo odczuwalnego na karku oddechu konkurenta w postaci nieco bardziej widowiskowego (czytaj - bardziej krwawego i zróżnicowanego stylowo) MMA, wciąż ma się całkiem nieźle. Wielkimi krokami zbliża się walka stulecia (która to już w tym stuleciu?) Adamek vs. Klitschko, KMF właśnie rozpoczął tworzenie wielkiego rankingu Najlepszych Filmów Bokserskich (oj, będzie się działo), a w październiku na ekrany kin wchodzi z hukiem metalu uderzającego w metal, skąpany w snopach iskier "Real Steel", rzecz moim zdaniem diabelnie oryginalna, bo traktująca o walkach na pięści pomiędzy robotami...

Opis za FILMWEB: Historia osadzona w niedalekiej przyszłości. Walki robotów stały się popularnym sportem i promotor walk (Hugh Jackman) wierzy, że odnalazł mistrza w zniszczonym robocie. Podczas pełnej nadziei drogi na szczyt odkrywa, że ma jedenastoletniego syna, który chce poznać swojego ojca.

Czy czeka nas efektowna uczta dla oczu (boks robotów), czy mdły wyciskacz łez (nawiązywanie więzi między ojcem a synem)? Co wygra, co będzie przeważać, special effects i powtórka z "Transformers" pomiędzy linami ringu, czy rodzinny melodramat z prostym jak drut scenariuszem i poruszającymi najprostsze uczucia zagraniami dramaturgicznymi? Trailer sprzedaje film całkiem dobrze (a który nie sprzedaje?), bo jest w nim zabójczo przystojny i bardzo dobrze zbudowany Hugh Jackman jako emerytowany (ale wciąż szybki i pozostający w niezłej kondycji) bokser, i jest jakaś tam (być może wcale nie infantylna) historia rodzinna, łącząca walki robotów w jakiś (być może) sensowny ciąg przyczynowo-skutkowy. Są też obowiązkowe, znakomite efekty wizualne i dźwiękowe, o których znakomitości nie ma co pisać, bo są znakomite gdyż inne dziś po prostu być nie mogą. Smaczku całości dodaje fakt, że w choreografii walk i treningu Jackmana maczał palce jeden z najlepszych bokserów wszechczasów, Sugar Ray Leonard. Słowem - żyć nie umierać, siadać i czekać do premiery.

Nie wiem jak Wy, ale ja, jako wielbiciel ekranowego mordobocia, dobrych efektów komputerowych i Hugh Jackmana (jego Wolverine to przykład obsadowego strzału w 10), czekam z niecierpliwością na "Real Steel". Niecierpliwość jest podwójna, bo jestem także miłośnikiem boksu i zdarza mi się go w stopniu amatorskim uprawiać (i nie mówię tu o oglądaniu Polsat Sport). A że KMF - jak już wspomniałem we wstępie - jest w trakcie plebiscytu na Najlepsze Film Bokserskie, moja niecierpliwość jest potrójna, bo jestem bardzo ciekaw, jak i czy w ogóle "Real Steel" namiesza w naszym rankingu. Entuzjazm mój sprowadza na ziemię jedynie osoba reżysera - Shawn Levy do tej pory siedział w komediach, i to nie najwyższych lotów: "Nowożeńcy", "Różowa pantera", "Noc w muzeum", "Nocna randka". Ale skoro Peter Jackson z sukcesem doszedł od niszowego kina gore ("Bad Taste", "Martwica mózgu") do superprodukcji fantasy ("Władca pierścieni"), to może i Shawn Levy czymś nas zaskoczy.

2 komentarze:

  1. ...Tyle, że Trylogia Złego Smaku Jacksona jest dziś słusznie obdażona kultem (bowiem ze świecą szukać filmów tak genialnie popieprzonych i mających za nic konwencje), a taką nową "Różową Panterę" chciałem wymazać z umysłu już po 30 pierwszych minutach (nie wytrzymałem wiele dłużej). Omawiany "Real Steel" pomimo solidnej zajawki, szczerze mówiąc, niespecjalnie mnie rusza [no może oprócz Evangeline Lilly na którą zawsze miło popatrzeć...]
    Szykuje się połączenie Fightera z Transformers...hmm no nie wiem, chyba jednak wolę jak śmiertelnicy się okładają;]

    OdpowiedzUsuń
  2. Trylogia Jacksona to filmy znakomite - od razu widać, że twórca ma talent, a jedyne czego mu brakuje do pełni szczęścia to większy budżet. Levy nie posiada nawet jednej dziesiątej umiejętności Nowozelandczyka. Zatem, raczej nie skorzystam.

    OdpowiedzUsuń

Najpopularniejsze posty Fetyszystów