sobota, 7 stycznia 2012

Autor: Anonimowy

Aktorski "Akira" bliski anulowania. Radujmy się!

Remakeoza to powszechna choroba w Hollywood, której występowanie nasiliło się szczególnie w minionym dziesięcioleciu. Nie mam jednak zamiaru ironicznie torpedować tego zjawiska, gdyż muszę uczciwie przyznać, że spośród dziesiątek filmów nakręconych raz jeszcze, "po amerykańsku" lub od nowa, kilka wypadło znakomicie, niech wspomnę oscarową Infiltrację Martina Scorsese (na bazie Infernal Affairs z Hong Kongu) czy kapitalny hołd Petera Jacksona dla kina przygodowego w postaci nowego King Konga. Są to jednak nieliczne perełki w morzu przeciętniactwa i chłamu. W 2002 roku Warner Bros. pozyskało prawa do aktorskiej wersji Akiry (1988), kultowego animowanego filmu z gatunku cyberpunk, który po dziś dzień robi piorunujące wrażenie, zwłaszcza na Blu-ray. Przez dziesięć lat niekończących się zmian w koncepcji, scenariuszu, obsadzie oraz w budżecie, nadszedł piąty dzień stycznia 2012 i oficjalny komunikat: produkcja Akiry została wstrzymana na czas nieokreślony. Po raz czwarty! Osobiście bardzo się z tego cieszę, lecz nie dlatego, że była to zupełnie niepotrzebna próba zainscenizowania nowej wersji wciąż świetnie wyglądającego filmu, ale z powodu tego, jak i za ile producenci chcieli to zrobić...


Początkowo plany były ambitne. Mieliśmy otrzymać widowisko science-fiction z kategorią wiekową R, Leo DiCaprio i Morgana Freemana w obsadzie oraz wysoki, trzycyfrowy budżet. Proces przedprodukcyjny filmu ciągnął się jednak w nieskończoność, a największym problemem była adaptacja złożonego scenariusza mangi i filmu Katsuhiro Otomo, który należało dostosować do potrzeb i gustów amerykańskiej widowni. Kolejne gwiazdy łączone z projektem wykruszały się lub dementowały swój udział w Akirze, w dodatku zapadła decyzja, że obraz musi odpowiadać wymogom tak przez nas "kochanego" PG-13. Właściwie to już w tamtej chwili można było postawić na projekcie krzyżyk, ponieważ jedna z mroczniejszych i najbrutalniejszych wizji przyszłości miała zostać wykastrowana po to tylko, aby trafić do młodszej widowni. Akira Live Action (tytuł roboczy) zawieszany był przez ten czas trzykrotnie, jednak latem 2011 wydawało się, że produkcja ruszy z kopyta, a film obejrzymy w 2013 roku.


Jaume Collet-Serra reżyserem (Sierota, Tożsamość), scenariusz autorstwa Stevena Klovesa (saga Harry Potter), Garrett Hedlund, Kristen Stewart, Helen Bonham Carter oraz Ken Watanabe w obsadzie, budżet w wysokości 90 mln dolarów i PG-13 - mimo niezłej obsady aktorskiej, nie może wyjść z tego nic dobrego - pomyślałem. O skandalicznym ratingu wiekowym już powiedziałem, drugą kwestią, która nie dawała mi spokoju, był budżet. Akira Otomo to potężne widowisko s-f, orgia destrukcji i epicki rozmach, a wszystko to okupione zostało rekordowym swego czasu budżetem ponad dziesięciu milionów dolarów. Przeznaczony przez Warner Bros. budżet na produkcję wersji aktorskiej, to przy rozmiarach oryginału - kpina. Wyobraźcie sobie sytuację, w której dowolne studio bierze się za nową wersję Aliens i przeznacza na to 50 mln... Jest to nie do zrobienia, nawet dla Rogera Cormana w szczytowej formie. Jakby tego było mało, prace nad Akirą zostały zawieszone, ponieważ koszty musiały zostać zmniejszone do 60-70 milionów, co zwiastowało poziom kinowego Dragon Balla. Biura i studia zostały zamknięte, a nam w tej sytuacji pozostaje wypatrywać informacji o skasowaniu projektu.


Permanentne problemy Warner Bros. z Akirą powinny dać do myślenia innym wielkim studiom, że zanim porwą się z motyką na słońce, warto każdą inwestycję starannie przemyśleć i zaplanować, mimo posiadania praw do genialnego materiału. Spektakularna klęska Dragon Ball: Ewolucji oraz prawie skasowany Akira pozwalają wierzyć, że japońskie animowane klasyki póki co bezpieczne przed zakusami Hollywood. A może to ja przesadzam i nowe, anglojęzyczne wersje zagranicznych hitów są pożądane? A jeśli tak, to jakie tytuły, i kto powinien sprawować nad nimi pieczę? Jeżeli macie pomysły i ciekawe koncepcje - piszcie w komentarzach.

12 komentarzy:

  1. Aliens kosztowały circa 18 milionów, więc zrobienie z tego 50 w zupełności by wystarczyło, nawet jak na dzisiejsze czasy (patrz choćby Dystrykt 9) :)

    OdpowiedzUsuń
  2. 80 baniek to kosztowała "Dziewczyna z tatuażem" ;) A CGI pewnie ciężko się tam doszukać.

    "Dystrykt 9" to inna sprawa. WETA, która trzaskała efekty, jest praktycznie Jacksona, czyli producenta wykonawczego. Poza tym nie kręcono tego w hollywoodzkich studiach.

    OdpowiedzUsuń
  3. Najgorsze jest to, że gdyby te wszystkie przeróbki japońskich klasyków zrobić NAPRAWDĘ dobrze, porządnie, z klasą i za odpowiednie pieniądze, z odpowiednim reżyserem to powychodziłyby z tego filmy niesamowite, klasyki gatunku na następne dekady pewnie.
    Akurat Akiry nigdy nie widziałem, chodzi mi teraz o ogólne zjawisko rimejkozy w Ameryce - jak się to robi za marne pieniądze, na stołek reżysera daje jakieś beztalencia i nazwiska aktorskie z trzeciej ligi to nie dziwią mnie klapy finansowe i zjeżdżające te shity recenzje. Problem nie tkwi w samych filmach, a nawet do końca nie w systemie - problem tkwi w amerykańskich producentach, którzy z jakichś powodów zupełnie nie są skłonni na ryzyko i nie wierzą, że publika wyda pieniądze na DOBRE filmy.
    Gdyby do takiego Akiry dać Christophera Nolana, Davida Finchera, Ridleya Scotta, Guillermo del Toro albo kogoś podobnego, przeznaczyć na to 150 milionów, do obsady dać parę gwiazd (ale nie gwiazdeczek pokroju Belli ze Zmierzchu, tylko właśnie kogoś takiego jak DiCaprio, Philip Seymour Hoffmann czy Daniel Day-Lewis), scenariusz powierzyć specjalistom od mrocznych s-f, którzy by ściśle współpracowali z reżyserami i wreszcie pozwolić na tę przeklętą R-kę to nie chcę mi się wierzyć, że ludzie by na taki film nie poszli i olali. To jest po prostu niemożliwe.
    Problem nie tkwi w filmach tylko w psychice i mentalności producentów.

    OdpowiedzUsuń
  4. PS. A najlepiej, żeby jako producentów wykonawczych dać gości z HBO :)

    OdpowiedzUsuń
  5. "Problem nie tkwi w filmach tylko w psychice i mentalności producentów."

    Dokładnie. Przypadek aktorskiego "Akiry" obrazuje wszystkie błędy producentów, o których napisałeś w pierwszym akapicie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale tak ogólnie to Akira żadnym arcydziełem nie jest, ot dużo dużego bum i tyle ;) Podejrzewam, że gdyby zrobić film aktorski, i to nawet z doskonałym zapleczem, i R-ka, i furą gotówki, to by się nie przeskoczyło faktu, że główna siła oryginału tkwiła w kresce i szczegółowości wyzej wymienionej rozwałki, a nie scenariuszu, więc nie da się tego przenieść na wersję aktorską. Dostalibyśmy Transformersy bez robotów i tyle.

    OdpowiedzUsuń
  7. "Ale tak ogólnie to Akira żadnym arcydziełem nie jest, ot dużo dużego bum i tyle ;)"

    oraz

    "Dostalibyśmy Transformersy bez robotów i tyle."

    Potraktuję to jako wcześniejszy prima aprillisowy żart z Twojej strony :)

    OdpowiedzUsuń
  8. wujo - oczywiście zdajesz sobie sprawę, że to była adaptacja mangi, a film pokrywa się jakieś 20% całości? ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie no, powiedziałbym, że raczej 70% ;) Poza tym film jest bardziej intensywny, ma mocniejszą wymowę, poza tym postać Akiry została tu lepiej przedstawiona - w filmie jest postacią nieomal mityczną.

    @ wujo - mogę się z Tobą zgodzić w pewnym stopniu odnośnie "Transformersów bez Transformerów" -tyle że Amerykanie potrafiliby przerobić na coś takiego wszystko...

    OdpowiedzUsuń
  10. Tylko czy ludzi do kina mają przyciągać tylko znane już nazwiska? Dobra, wymienieni przez Ciebie reżyserzy i aktorzy to górna, "sprawdzona" półka. Po nich nie spodziewamy się klapy. Jednak jeśli mówić o zjawisku - świetnie nazwanym przez poprzednika - rimejkozy, to czemu od razu wiązać to z milionowymi budżetami i "podbiciem" poprzednika... W ogóle zaczynam poddawać po wątpliwość sens tworzenia remake'ów, bo faktycznie ich hasłami przewodnimi są: "większe", "głośniejsze", ""lepsze"" (celowo podwójnie). Są dwie drogi: remake staje się klapą, wypociną nie sięgającą pięt pierwowzoru lub staje się na tyle dobry, żeby spowodować ZAPOMNIENIE poprzednika. Jeśli z mangi robić aktorski film, to trzeba się liczyć z faktem, że nowy twór operować będzie czymś zupełnie nowym, stanie się nową jakością. Czy te przenosiny mają jakiś sens? Moim zdaniem: nie.

    OdpowiedzUsuń
  11. E tam 70%, wydarzenia w filmie pokrywają mniej więcej połowę z wszystkich wydanych ogólnie tomów. Finałowe wydarzenia na stadionie były w mandze punktem zwrotnym, rozpoczęciem praktycznie zupełnie nowej historii po kolejnej zagładzie Tokio. Zresztą film zdaje się że zaczęli robić właśnie mniej więcej w połowie cyklu wydawniczego mangi. Anime jest świetne, absolutny klasyk, ale znakomitą, wielowątkową fabułę mangi wykastrowano w nim dość drastycznie.

    OdpowiedzUsuń
  12. "Czy te przenosiny mają jakiś sens? Moim zdaniem: nie."

    Myślimy podobnie. Gdyby "Akira" był japońskim filmem aktorskim z roku '88, nie byłoby wówczas wątpliwości, że wiele można by w nim poprawić - choćby stronę techniczną, fabułę zaś dostosować do naszego regionu kulturowego i aktualnej sytuacji geopolitycznej - niech zrobią to ludzie, którzy się na tym znają, producenci sypną pieniędzmi i taki remake jest wówczas zasadny.

    W tym przypadku jednak mamy do czynienia z sytuacją, w której na rynku wciąż świetnie prezentuje się animowany oryginał - film, który powstał w pewnej epoce, którego fabułę opowiada animacja za pomocą swoich środków wyrazu i z cała swoją specyfiką. Ktoś chciał się tutaj podpiąć pod słynny tytuł i zrobić średniaka po najmniejszej linii oporu, jak najmniejszym kosztem. Dobrze, że prawdopodobnie WB się to nie uda...

    OdpowiedzUsuń

Najpopularniejsze posty Fetyszystów