sobota, 31 grudnia 2011

Autor: Unknown

Pretensjonalne banialuki zapracowanego Malicka


Jeśli na „Drzewo życia”, zwycięzcę tegorocznego festiwalu w Cannes, nie udało się Wam dojść, to musicie wiedzieć, że jesteście w przytłaczającej większości tych, którzy olali najnowszy film Malicka. Film wszedł na ekrany kin w połowie roku i przemknął niezauważenie nie wywołując nawet większych dyskusji. Mam nawet wrażenie, że więcej się o nim mówiło przed premierą (i w czasie prezentacji w Cannes) niż po oficjalnym debiucie na ekranach rodzimych kin. Powody są w gruncie rzeczy dwa i można je zawrzeć w jednym zdaniu: kino artystyczne okazało się marketingową kulą u nogi. Niestety. 
A Malick się nie poddaje i szykuje nowe filmy, z których każdy może być wydarzeniem i każdy sromotną porażką. 


Malick i Bale na planie nowego filmu


Ale najpierw o "Drzewie życia".

Monolith bowiem postanowił nie oszukiwać widza - w przeciwieństwie do Kino Świata, znanego mistrza najbardziej tandetnej promocji - i wszędzie zapowiadał uczciwe kino pełne artystycznych wyuzdań skupione na poetyckiej i sentymentalnej treści, nie na facjacie Brada Pitta i nie na rodzinnym dramacie ojca i syna. Monolith nie uprościł przekazu, nie zmienił plakatów, a trailery telewizyjne były na tyle enigmatyczne iż pewnością nie zapowiadały znanych wszystkim dramatów , romantycznych uniesień lub komediowych podrygów. Po prostu - nowy film Malicka, twórcy znanego gdzieniegdzie dramatu wojennego pod tytułem „Cienka czerwona linia”. „Drzewo życia” o drzewie życia. Dramat filozofującego artysty spełniającego się w tworzeniu czegoś filmowego, czegoś ogarniającego pewną całość. To się nie mogło dobrze sprzedać. Raptem 9 tygodni w 21 kinach, trochę ponad 50 tysięcy widzów i voila - porażka na całego. Oczywiście trudno tutaj oczekiwać spektakularnych sukcesów tego typu kina ponadgatunkowego, niemniej tak obsadzone kino jankeskie, przed momentem nagrodzone najważniejszą obok Oscara nagrodą filmową, mogło się sprzedać lepiej (tym bardziej, że i Almodovar, i von Trier, i kino gutkowo-interkontynentalne sprzedaje się w kraju nad Wisłą od czasu do czasu naprawdę nieźle).

via BoxOfficeMojo
Żeby nie było tak źle dla samego Malicka - „Drzewo życia” na siebie zarobiło. Przy 32-milionowym budżecie na konta producentów (Fox Searchlight) wpadły ponad 44 bańki (z czego tylko ćwierć dochodów pochodzi ze Stanów). Więc żaden sukces, ale i nie porażka. Ciekawi mnie tylko jak, biorąc pod uwagę kontekst finansowy, „Drzewo życia” poradzi sobie w walce o Oscary. Z pierwszych tegorocznych nagród stowarzyszeń różnego rodzaju krytyków Malick radzi sobie bardzo dobrze (ale bez nominacji do Złotych Globów)  i jest z pewnością jednym z mocnych koni w tym wyścigu, który na metę zziajany dobiegnie, ale - włączam zdolności profetyczne - żadnych nagród raczej nie zgarnie. No może za zdjęcia Lubezkiego, przyznam, doskonałe, chyba najlepsze w mijającym roku. To jednak kino zbyt hermetyczne na Oscary, zbyt wymagające od widza, oklaskiwane nie przez wszystkich, wyraźnie dzielące widzów na tych co zrozumieli, i na tych co nie zrozumieli (jest jeszcze trzecia grupa zarozumialców, którzy co prawda zrozumieli i z tego powodu chętnie z Malicka i jego wizji szydzą - od czasu do czasu chętnie dołączam do tej grupy).

Wielka wizja czy banał roku?

Najciekawsze zostawiam na koniec. Terrence Malick, który zrobił w ciągu 40 lat raptem 5 filmów, na najbliższe 2 lata zapowiada aż 4 nowe obrazy. Być może jest na coś chory, być może czuje zbliżający się kres twórczej potencji (zauważalny chwilami w pretensjonalnie bełkotliwej narracji ostatniego dzieła-arcydzieła), bo jeśli nie, to nie mam pojęcia jak wytłumaczyć tę nadaktywność legendy kina, który z kultowego żółwia, jedynego w swoim rodzaju, zamienia się w nieokrzesaną panterę nie wiadomo dokąd biegnącą. 

Najpierw Voyage of Time. O narodzinach i śmierci. Dokument. W rolach narratorów Brad Pitt i Emma Thompson. Czyżby swoisty suplement do „Drzewa życia”? 
Następnie romantyczny dramat, o roboczym tytule The Burial, z Rachel McAdams, Rachel Weisz, Jessicą Chastain, Javierem Bardem, Benem Affleckiem, Olgą Kurylenko. Podobno o małżeństwie Amerykanina (Affleck) z Europejką (Kurylenko) i kłopotach z dawną miłością pana młodego (McAdams) na południu Stanów. 
Potem tajemniczy Lawless z imponującą obsadą - Christian Bale, Ryan Gosling, Rooney Mara, Cate Blanchett. Film, o którym nic nie wiadomo. 
O ostatni zapowiedziany - Knight of Cups. Znowu Christian Bale, znowu Cate Blanchett i znowu nic nie wiadomo o fabule. 

Odradzający się powoli Affleck i sexy McAdams w "The Burial"

Wszystkie filmy są obecnie w fazie realizacji, wszystkie scenariusze napisał Malick, choć ten reżyser, podobnie jak Woody Allen, nie podchodzi zbyt rygorystycznie do skryptów. Raczej wymaga od aktorów maksymalnej naturalności i spontaniczności: w grze, dialogach, interakcji. Zobaczymy co będzie z jego planów - w grze świetne nazwiska aktorów. I legenda Malicka. 
Ciekawe co z tym zrobi. Bo nie ma szans, żeby się wszystko udało.   

2 komentarze:

  1. Drzewo życia to film niezwykły, nie mówię, że arcydzieło, bo ogólnie nie uznaję tego pojęcia, ale film bardzo nietypowy i intrygujący. Mnie może nie całkowicie, ale jednak kupił. Piękna impresja do podziwiania i kontemplowania. Kompletnie nie dziwi porażka w Stanach, wystarczy spojrzeć jakie filmy najlepiej się tam sprzedawały w tym roku, powiedziałbym że w 90% sequelowe i remake'owe gówna...Drzewo to kino bardzo elitarne, które może zanudzić nawet fanów Von Triera i Jarmusha(no może tego drugiego nie do końca:) Poza tym i "Skóra..." Almodovara jak i "Melancholia" to jedne z bardziej przystępnych filmów tych twórców ubrane w gatunkową otoczkę thrillera sf, spokojnie do strawienia przez trochę bardziej wyrobionych widzów. Drzewo jest dużo cięższe do strawienia, bo wplata do filmu obrazy jak z filmów przyrodniczych national geographic i modlitewną narrację. Nie jest to język filmu który znamy i oglądamy w kinie na co dzień. Dlatego wiekszość osób to nudzi. Oczywiście gdyby wszystkie filmy takie było to by się można było przysłowiowo pochlastać, ale jednej takiej jaskółeczkę raz na jakiś czas można się dobrze przyjrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Drzewo..." się niestety nie zwróciło. Jeśli dobrze ogarniam zasady box office'u, to film musi zarobić ponad dwa razy tyle, ile kosztował (bo połowa to dola kiniarzy i dystrybutorów), a "Drzewo..." ma 54 mln zysku przy 32 mln budżetu. Ale skoro Malick i tak znalazł sponsorów na aż 4 następne filmy, to dobrze ;)

    OdpowiedzUsuń

Najpopularniejsze posty Fetyszystów