czwartek, 12 stycznia 2012

Autor: Unknown

Krytycy kontra widzowie


Są takie dwa portale, na które zaglądam codziennie. Pierwszy z nich, jeden z popularniejszych filmowych serwisów, to Zgniłe Pomidory. Drugi trochę mniej popularny, choć o zdecydowanie szerszych medialnych horyzontach - Metacritic, obejmujący swym zasięgiem kino, dvd, telewizję, muzykę i gry. Oba są najlepszym źródłem recenzji, bo - po prostu - linkują do najważniejszych źródeł z tekstami na temat premier filmowych. I przede wszystkim agregują w jednym miejscu wszystkie oceny krytyków głównie prasowych i internetowych (najważniejsze, najbardziej opiniotwórcze tytuły)  za pomocą różnych metodologii. A wszystko z kolei sprowadza się często do liczby, która ma pokazać, czy film jest „świeży” lub „zgniły”.

A to, jaki film jest, rzutuje na jego potencjał jako części historii kina. I tutaj właśnie mam zagwozdkę: czy oceny, dokonywane przez krytyków i widzów, mają wpływ na PAMIĘĆ o filmie? Choćby w takich podsumowaniach, które przeprowadzimy w KMF za 30 lat.


Z dwojga wymienionych serwisów bardziej sobie cenię Metacritic ze względu na zdecydowanie większe spektrum agregacji i szczególnie mam tu na myśli telewizję, czyli seriale, recenzowane w jankeskich mediach tak samo skrupulatnie, jak filmy. A że świat seriali jest ostatnio równie ciekawy jak świat kina, to tego typu zestawieniom, rekomendacjom i ocenom wypada przyklasnąć.

Wracając jednak do kina. Niedługo w kinach pojawi się „Carnage” czyli „Rzeź” Polańskiego. Wszedłem na Pomidory i widzę słabe 67% świeżości z 87 recenzji. Wchodzę na Metacritic i widzę 59/100. Powiedzmy, że wyniki zbliżone. I kiepskie. Zaskakująco przeciętne. Natomiast zdziwiła mnie ocena widzów, bo w obu serwisach mogą oni również oceniać każdy z filmów. Na Pomidorach to 75% świeżości, na Metacritic - 7.2/10. Zerknąłem też na IMDb -7.6/10. Zdziwienie tym większe, gdyby założyć, że filmy oceniają najbardziej zaangażowani czytelnicy czyli jako-tacy kinomani, a nie pan Stefan, który dostał darmowy bilet w zakładzie pracy.
To że krytycy i widzowie rozmijają się w swoich ocenach nie jest tak zaskakujące, jak skala rozbieżności. Bo o ile ocena najnowszego dzieła Polańskiego po prostu zafrapowała, tak powierzchowna analiza najgłośniejszych tytułów zeszłego roku mocno mnie zaskoczyła (via metacritic).

Ostrzy Krytycy kontra Litościwi Widzowie
Kac Vegas 2   44-56
Piraci 4   45-65
Elitarni 2    71-89
Tintin   68-77
My Week with Marylin   65-83
Sherlock 2    48-74
The thing    49-68
Immortals    46-65
WE    38-78

Zachwyceni Krytycy kontra Wybrzydzający Widzowie
Tinker Tailor Soldier Spy    85-61
Melancholia    81-69
Dangerous Method    76-62
Artist    89-77
Wujek Boonmee    87-66
Cave of Forgotten Dreams    86-64
Tree of life    85-64
Drive    93-79


38% zgnilizny krytycznej vs 78% świeżości od widzów


Widzowie doceniają kino komercyjne, krytycy doceniają kino artystyczne. Wow. Thank you, Captain Obvious!
Bardziej interesuje mnie jednak jak relacje ocen krytyka i ocen widza mają wpływ na sam film, jego znaczenie, oddziaływanie, cytowalność. Bo że wysokie oceny jednych lub drugich mają w tym przypadku znaczenie - to jasne. Nie może być inaczej.
  1. Wysokie oceny widzów to zwiększone prawdopodobieństwo dużej kupy pieniędzy na kontach producentów (ale tylko w przypadku potencjalnych hitów, nie dziełek arthousowych). Towarzyszące zachwytowi widzów niskie oceny krytyki nie muszą świadczyć o wysokiej jakości dzieła, tylko o jego ogólnej strawności: wizualnej atrakcyjności, która pozwala na osiągnięcie efektu rozrywkowości, bezpretensjonalnego (nieraz) funu kinowego, co jest efektem niezwykle pożądanym. Widać, że w tej kategorii prym wiodą sequele czy remaki, z których krytyka często szydzi, za to widzowie doceniają.
  2. Wysokie oceny krytyki to prawdopodobnie zapowiedź nagród i słyszalnych zewsząd oklasków. Idące za rękę niskie oceny widzów to… z jednej strony na pewno rozczarowanie, bo rozminięcie się z oczekiwaniami widzów na pewno musi boleć. Z drugiej strony filmu nie muszą docenić wszyscy, no nie? Takie oceny nie mają więc wpływu na jakość dzieła, choć na pamięć o nim - owszem.
  3. Wysokie oceny krytyków idące w parze z wysokimi ocenami widzów to… ewenement. Rzadko spotykany okaz, który pokazuje kino uważane powszechnie za wybitne (z bardzo nielicznymi pojedynczymi głosami) i to takie, które w jakiś sposób staje się istotną częścią gatunku, który reprezentuje.


Zachwyt krytyka vs zachwyt widza
 Rozstanie    98-91
Toy Story 3    92-92
Exit through the gift shop    85-82
Up!    88-89
Wall-E    94-89


I teraz najważniejsze pytanie, które jest celem dywagacji: w jakich kategoriach, pomiędzy jakimi ocenami, może pojawić się film kultowy, ponadczasowy? Ridley Scott był miażdżony przez krytykę za „Blade Runnera”, a wynoszony pod niebiosa przez widzów. „Las Vegas Parano”, naćpany kultowiec Gilliama, również był gnojony, a doczekał się odpowiedniego statusu. I vice versa: krytycy kochali wiele filmów zlewanych przez widzów (tu lista mogłaby być długa).
Spójrzmy jeszcze na pierwszą dziesiątkę naszego rankingu najlepszych filmów XXI wieku (wybór kilkudziesięciu osób z KMF i Forum KMF) i zestawienie ocen krytyki i widzów z Pomidorów.


Incepcja    86-93 (różnica +7)
Gran Torino    80-90 (+10)
There Will Be Blood    91-84 (-7)
District 9    91-81 (-10)
El Laberinto del fauno    95-90 (-5)
The Prestige    76-90 (+14)
Inglourious Basterds    88-87 (-1)
Children of Men    93-81 (-12)
No Country for Old Men    95-84 (-11)
Lord of the Rings: The Fellowship of the Ring    92-92 (0)


Wspólny mianownik? Bardzo wysoka średnia ocen. I nawet biorąc pod uwagę widoczne różnice nie są one znaczące w kontekście wielkiej świeżości tych filmów. Dziwny dysonans jest zauważalny tylko przy „Prestiżu”, niemniej wszystkie tytuły to czołówka swoich lat. I czołówka dekady oczywiście. Wszystkie te filmy połączyły więc widzów i krytyków. I może tu jest klucz w poszukiwaniu najlepszych filmów? Wiele na to wskazuje, lecz jeszcze więcej na nieoczywistość jakichkolwiek wskazówek :) Chciałbym postawić jakąś tezę, lecz niestety jej nie ma.

To ględzenie może nie jest zbyt wiele warte, bo w moim przypadku, widza, zbyt często z widzem się nie zgadzam.

Wy też się nie zgadzacie? Co jest większą wartością: krytyczna świeżość czy ocena widza? A może zazwyczaj krytyków macie w dupie? Bo ja zazwyczaj miałem, ale jak patrzę na oceny praktycznie wszystkich powyższych filmów, to wyjątkowo oceny krytyków mi podchodzą. 




10 komentarzy:

  1. wniosek: pojecie obiektywnej oceny istnieje... nie kazdy jednak moze sie z nia zgodzic ;)

    /piwon

    OdpowiedzUsuń
  2. Osobiście jakiekolwiek oceny i średnie (krytyków, widzów, Pana Boga) mam tam, gdzie nowy Bond wstrząśnięte martini ;)

    Od pewnego czasu zauważyłem w sobie pewien wewnętrzny bunt na próbę zamknięcia dzieła filmowego w formę cyferki i ocen, które lekką ręką wypisują właściwie wszyscy, dlatego przez kolejne lata, które będę pisał do KMF, oceny pod recenzją nie wystawię NIGDY (anime to co innego, bo tam mamy szablon graficzny, który "oczekuje" oceny).

    Co do samego Rotten, to zajrzałem tam kiedyś z ciekawości. I co zobaczyłem? "Watchmen" mają żałosne 64%, przy 87% dla "X-Men: First Class" - dlatego spasuję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie idę na film bazując na słowach krytyków, wystarczy mi kilka zdań od ludzi którzy podobnie jak ja kochają kino:)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja tam bez oporów opieram się choćby na ocenach na IMDb (choć wielokrotnie się przejechałem ;), takie TOP 250 to kopalnia tytułów, które TRZEBA zobaczyć. Gdy tylko zauważyłem tam "Elitarnych 2" natychmiast obejrzałem film, choć wcześniej nie miałem na niego ochoty po średniej moim zdaniem jedynce. I co? I "Elitarni 2" wskakują do mojego TOP 5 za 2011 rok ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapomniałeś jeszcze Des o fanowskim natężeniu - często na takie największe hity maniakalnie głosują fanatycy zawyżający oceny.

    OdpowiedzUsuń
  6. i jest to szczególnie widoczne na imdb, gdzie chwilowy hit jest w stanie zawędrować bardzo wysoko w rankingu Top250.

    A wszystko sprowadza się do tego, co powiedział piwon- trudno znaleźć obiektywną ocenę filmu, choć... właśnie nie wiem, czy zgodny głos krytyki i widzów nie ukazuje obiektywnej wartości dzieła. Abstrahując już od pojedynczych głosów wypinających się na przytłaczającą większość, to coś w tym może być. Weźmy takie "Rozstanie" - spotkałem się jak na razie z jednym lub dwoma głosami stojącymi w wyraźnej opozycji do zachwytu. I biorąc pod uwagę opinię krytyki i oceny widzów można nawet stwierdzić, że głosy negatywne są ewenementem dowodzącym niezrozumienia filmu, a nie wątpliwej jakości "Rozstania". Nawet zasada de gustibus [tej poświęcę osobny wpis już wkrótce] brzmi w tym kontekście dziwnie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zwykle mam jakieś rozeznanie w ocenach krytyków, ale coraz mniej się tym sugeruje. Ostatnimi czasy polecana przez Filmweb, polecana przez Mossakowskiego w Wyborczej(a ten to rozrywkę zjeżdża zwykle), no i mająca (!) 90% świeżych pozytywnych recek na RT, komedia Druhny tak bardzo mną wstrząsnęła (co za przegadane, nie śmieszne, obrzydliwe i żenujące gówno!), że naprawdę straciłem wiarę w krytyków. Moja ocena 2/10 a 9/10 krytyków z RT to prawdziwa przepaść.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ocenami krytyków sugeruję się raczej często, ale tylko przy wyborze filmu, nie sądzę, by miały wielki wpływ na mój odbiór. Za to na pewno zgadzam się z nimi bardziej, niż z ocenami użytkowników filmweba, którzy świetny film potrafią zgnoić, a gniota wynieść na piedestał(szczególnie widać to patrząc na oceny seriali, gdzie "Friends" nie mieści się obecnie nawet w pierwszych 200, a kiepskawe HIMYM dumnie zajmuje trzecie miejsce, nie wspominając już o wszelkich "Pamiętnikach Wampirów" i innych tego typu).

    OdpowiedzUsuń
  9. Krytycy, co by nie mówić, zazwyczaj mają większe kompetencje niż przeciętni widzowie, widzieli więcej filmów niż statystyczny zjadacz chleba, niektórzy nawet jakieś książki o kinie poczytali, odwiedzili jakieś tam festiwale i to w tych rankingach widać. Tam, gdzie oni dają wyższe noty niż widzowie, zazwyczaj mamy do czynienia z produkcjami ambitniejszymi. Gdy z kolei idzie o komercyjne obrazy, widzowie w ocenach są bardziej łaskawi. Dość logiczne. Ale są liczne odstępstwa od tej reguły. Niekompetencja krytyków, uleganie lobby filmowemu (w skrajnych przypadkach pisanie recenzji sponsorowanych), bądź spaczony gust;)
    Nie w oparciu o zdanie znajomych, krytyków, nawet nie blogerów. Film trzeba obejrzeć samemu, a potem można oceniać i dyskutować.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja wyznaję taką zasadę: jeśli przynajmniej jeden krytyk (czy to z 12 gniewnych "Filmu", czy z Esensji, czy też właśnie z KMFu) wystawi danemu filmowi dobrą ocenę (czyli czwórkę w skali szkolnej lub siódemkę w dziesiętnej), to daję temu filmowi szansę. Czasem biorę też pod uwagę oceny moich znajomych z Filmwebu, a przynajmniej tych, którzy są mądrzejsi kinowo ode mnie.

    OdpowiedzUsuń

Najpopularniejsze posty Fetyszystów