poniedziałek, 12 grudnia 2011

Autor: Rafał Donica

Mission: Vivaldi

Blog to fajna rzecz. Pozwala szybko i skutecznie dzielić się z czytelnikami przemyśleniami na temat trailerów i newsów ze świata filmu. Masz coś ciekawego do przekazania/pokazania, wstukujesz kilka słów i tysiące osób w ciągu kilku minut dowiaduje się co ci w filmowej duszy gra. Strona Klubu Miłośników Filmu rządzi się swoimi prawami. Na jej łamach nigdy nie mogłem pokazać światu poniższego filmiku, bo nie pasował do żadnego działu. A na blogu mogę. Za „Mission: Vivaldi” stoję ja, jako pomysłodawca (i jakby nie patrzeć odkrywca – o czym szerzej na końcu wpisu) oraz były członek KMF – Adi (jako montażysta, który skleił do kupy obraz i muzykę). Ważne – zanim obejrzycie poniższą montażówkę, proponuję abyście zapoznali się z krótką genezą jej powstania. Możecie też najpierw obejrzeć, a później przeczytać. I jeszcze raz obejrzeć.


Bo to było tak, czyli krótka geneza „Mission: Vivaldi”.
Pewnego dnia szukałem w „Mission: Impossible II” jakiejś sceny, z której chciałem zrobić zrzutkę do artykułu na stronę FILM.ORG.PL (tak, wpis zawiera lokowanie produktu ;). W tle leciał sobie akurat soundtrack z film „Oldboy” -
„Zima” z „Czterech pór roku” Vivaldiego. W „M:I II” rozkręcała się właśnie na dobre akcja na motorze - zbrojne starcie Cruise’a z bandziorami z białego samochodu. Przecierałem oczy (i uszy) ze zdumienia, gdy zobaczyłem, że takty klasycznego utworu niemal idealnie komponują się z tym, co dzieje się na ekranie. Z obrazem zgadzało się wszystko: zmiany tempa muzyki, intensywność, dramaturgia. Po kilkunastu powtórzeniach i ustawieniu utworu i sceny w pełnej synchronizacji, spisałem liczniki, podesłałem wszystkie parametry Adiemu i poprosiłem go, by na stole montażowym skleił do kupy muzykę z obrazem. Jednocześnie zastrzegłem, by Adi niczego nie „podmontowywał”, niczego nie przycinał, nie dopasowywał; miało być po bożemu, czyli strzelanina + muzyka Vivaldiego odpalona w odpowiedniej chwili. Tak więc to, co obejrzeliście/obejrzycie, nie jest żadną manipulacją ani oszustwem. „Mission: Vivaldi” to po prostu jeden wielki zbieg okoliczności, odkryty zupełnie przypadkowo. Adi podkreślił jedynie kilka dźwięków (strzały, eksplozje) by efekt był bardziej efektowny.

Tak sobie myślę, że może kiedyś John Woo oświadczy w jakimś wywiadzie, że początkowo faktycznie zilustrował „Mission: Impossible II” muzyką klasyczną, ale stwierdził, że to się nie sprzeda i ostatecznie wyrzucił Vivaldiego, zastępując go Hansem Zimmerem. Kto wie...

2 komentarze:

  1. Ja wam mówię że montowano film pod ten utwór. Tak jak "Gwiezdne wojny" pod muzykę Czajkowskiego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wydaje mi się że takich zbiegów okoliczności można by znaleźć sporo, tylko trzeba byłoby oglądać filmy z zewnętrzną muzyką. Swoją drogą, kiedyś w jednym ze sklepów RTV obserwowaliśmy ze znajomymi jak zgrywa się puszczone w sklepie radio z włączonym, ale wyciszonym telewizorem, na którym leciała kreskówką Silver Surfer. W pewnym momencie jedna z postaci zrobiła szybki ruch głową, spojrzała się w stronę widzów i "wypowiedziała" jedna słowo - "REKLAMA". Padliśmy ze śmiechu:)

    OdpowiedzUsuń

Najpopularniejsze posty Fetyszystów