wtorek, 3 maja 2011

Autor: tomashec

Gdzie jest Robin?

"Do cholery!" - pomyślałem dziś rano. To już zaraz będzie rok od premiery "Robin Hooda" w reżyserii Ridleya Scotta, a nic jeszcze nie słychać o kolejnej "nowej wersji" przygód tegoż poczciwego bojownika o równość? Jak to możliwe? Dlaczego grube ryby Hollywoodu jeszcze milczą? Robin próżni nie znosi. Kołczan na haku i zakurzony łuk nie mieści się w jego wizji świata. I z tego powodu regularnie od ponad stu lat na dużym i małym ekranie pojawia się by tłuc niemiłosiernie poborców podatkowych, dbając o życie i zdrowie najbiedniejszych warstw społeczeństwa królestwa brytyjskiego, przy okazji nabijając sakwy producentom filmowym maści wszelakiej. I tak jakoś mi go już zabrakło. Z lekkim drżeniem rąk i niepokojem rozpocząłem w tempie ekspresowym przeczesywanie zasobów internetu. Szukałem, szukałem i znalazłem.




Niestety, Robina nikt nie strzeże (cóż za ironia losu!). Biedak nie jest objęty parasolem praw autorskich i dosłownie każdy może sobie o tym szlachetnym banicie film zrobić. Z tego faktu skorzystali twórcy "Robin Hood - Ghosts of Sherwood" i zaaplikowali takiego o to sympatycznego kwiatka, który w tym roku powinien jeszcze cieszyć nasze oczy. W formacie 3D, żeby nie było. Twórcy mają spore ambicje. Po zwiastunie wnioskuję, że pragną dorównać polskiemu "Wiedźminowi" w niebywałej reżyserskiej maestrii Marka Brodzkiego (wszak w tym roku jubileusz - 10 lat od premiery kinowej!). Współprodukcją zajmują się Niemcy, więc pewnie będzie "kwadratowo". Na plan ściągnięte zostały "nazwiska". Szeryfa zagrał Tom Savini, a w roli Małego Johna zobaczymy Kane'a Hoddera. Nie pytajcie czy to będzie horror... Krótko mówiąc będzie gorąco! Wygląda to tak, jakby Uwe Boll otrzymał pieniądze od PISF...


I po tym zwiastunie wróciłem pamięcią do lat daleko zaprzeszłych, dzieciństwa mojego (wczesny mezozoik), gdzie aż takiego wyboru Robinów nie było i oglądałem to co dała państwowa telewizja. A dała taki serial, na który do dziś z przyjemnością rzucę okiem. Wiadomo, "Robin of Sherwood" z Michaelem Praedem, a później Jasonem Connerym. Kult-klasik. I jaką bandę miał! To chyba jedna z tych wersji, gdzie tak mocno byli eksponowani wszyscy najbliżsi kompani najsłynniejszego łucznika z łuczników (nie mylić z klasycznym Łucznikiem). Marion, braciszek Tuck, Will Szkarłatny, mały John, Much i egzotyczny Nasir. Ekipa jak się patrzy! Ciekawskim prezentuję dwa fajne zdjęcia części tej sympatycznej drużyny, która jak wieść niesie spotkała się ponownie po latach dzięki naszej klasie!

A na koniec mojego zmierzającego do niewiadomo-dokąd wpisu wygrzebałem z otchłani nieprzebranych wspomnień i doznań filmowych jeszcze jeden niebanalny produkt. Zza naszej wschodniej granicy, made in USSR. Pamiętałem tylko bitwę w jakichś wielkich kałużach czy innych szuwarach, później oświeciło mnie z tytułem. Tak! To były "Strzały Robin Hooda" czyli "Strieły Robin Guda". Nasi braci najwyraźniej nie chcieli być gorsi (bo niby czemu) i zaserwowali całemu blokowi wschodniemu ichnią wersję przygód Robina. Dziś rano okazało się, że film można za zupełną darmoszkę obejrzeć sobie w internecie. Co więcej, w filmie można usłyszeć Włodzimierza Wysockiego, który na tę okazję wyśpiewuje na cześć brytyjskiego banity swoje ballady. Gorąco polecam i kończę, bo w sumie wypadałoby.




5 komentarzy:

  1. Jeszcze zapomniałeś o planowanej uwspółcześnionej wersji w reżyserii rodzeństwa Wachowskich z Willem Smithem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Robin z Sherwood - serial kultowy. I aż fajnie popatrzeć sobie na tych starszych panów z brzuszkiem :) Z tego co widzę to tylko Ray Winstone kariere zrobił.

    OdpowiedzUsuń
  3. tomashec o kulcie wybitnych jednostek.. to lubię :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja nie rozumiem zachwytów nad serialem z M. Praedem. Nie dostarczał żadnych emocji, a niektóre odcinki są zaskakująco przewidywalne (jak np. odcinek pilotowy). Podobał mi się jedynie John Rhys Davies w roli Ryszarda Lwie Serce, a jedyny odcinek, który mnie wciągnął to "Miecze Waylanda". Wprawdzie nie udało mi się obejrzeć wszystkich epizodów, ale ogólne wrażenie po obejrzeniu serialu jest negatywne. Być może gdybym oglądał serial w dzieciństwie to miałbym do niego sentyment, ale ja go widziałem po raz pierwszy dopiero w zeszłym roku.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kto nie był choć przez moment Nasirem lub Robinem, ten nie zrozumie fenomenu tego serialu :)

    OdpowiedzUsuń

Najpopularniejsze posty Fetyszystów