pożegnania, czyli odejścia Roberta Sheehana z Misfits, które to jawi mi się jako Wielka Strata lub w najlepszym razie spóźnione i niesmaczne prima aprilis.
Oto Robert Sheehan (prawda, że urocze chłopię?):
Złą nowinę przyniósł mi kolega Crov, więc teraz mam powód, by mieć zły humor i zbywać warczeniem wszystkich, którzy będą próbowali wciągnąć mnie w rozmowę na tak pasjonujące tematy jak np. czwarty sezon Californication (bardzo nędzny swoją drogą). Bo tu się dzieje kolejna telewizyjna drama, a jakoś tak się składa, że nie mam się komu wypłakać w rękaw (odejście Elizabeth Perkins z Zielska miało ten plus, że integrowało ludzi, często bardzo widowiskowo; robiliśmy z kolegą żałobne show).
Misfits jeszcze nie ma specjalnie dużego polskiego fanbejsu - mam nadzieję, że to się będzie zmieniać, tym bardziej, że temat wciąż na topie. Misfits ogrywa schemat superbohaterstwa i supermocy - tyle że bez superbohaterstwa i z supermocami mocno uprzykrzającymi życie. Oto podczas dziwnej burzy pięcioro głównych bohaterów, odpracowujących wyroki w jakimś ośrodku społecznym, zostaje trzepniętych przez piorun - a dalej jest tylko weselej.
Brytyjczycy mają jakieś dziwne wyczucie do młodej krwi, może dlatego, że specjalnie się z nią nie cackają, tylko stawiają przed kamerą tak silne indywidua jak Jamie Bell czy Thomas Turgoose. Mizdrzenie jest złe, a bycie miłym - nieciekawe. Misfits powtórzyli właściwie sukces fenomenalnych castingów Skins - na pięcioro głównych bohaterów trójka była dla mnie absolutnym objawieniem. Lauren Socha jako Kelly, wygadana dresiara z paskudnym wytrzeszczem i jeszcze paskudniejszym akcentem (ale ja fetyszyzuję wszelkie odmiany mowy królów, więc żeby nie było, że uprawiam tu mowę nienawiści). Iwan Rheon jako aspołeczny Simon (choć z bólem serca stwierdzam, że scenariusz drugiego sezonu nie podołał wyzwaniom, jakie w pierwszym stawiała ta postać). I w końcu Sheehan jako obleśny Nathan "Save me, Barry!" Young - materiał na postać kultową, ikoniczną, w tym całym szalonym zalewie seriali rozpoznawalną jak House. Nathan trafia do ośrodka przez słodycze i to chyba rzeczywiście najsłodsza rzecz, jaką mogę na jego temat powiedzieć.
Oto, co mówią na jego temat koledzy:
Nathan nie drażni, nie irytuje, nie męczy - Nathan WKURWIA z całą mocą tego słowa. Nathan jest totalnym gnojkiem, ucieleśnieniem chaosu, przeczy podstawowym zasadom życia w stadzie, nie ustając w dopierdalaniu każdej żywej istocie znajdującej się w jego zasięgu; a ponieważ jego gesty i ślina mogłyby napędzać elektrownie, zasięg ten jest zaiste imponujący. Nathan nie zna takich pojęć jak dobre maniery, empatia czy polityczna poprawność
a w dodatku jest niezniszczalny - jako że nie da się, sorry, walczyć z chaosem. I najzabawniejsze jest to, że mimo jakichś racjonalnych wskazówek, gdyby ktokolwiek powiedział mi, hej, nie lubię tego gnoja - byłabym w stanie kogoś takiego udusić. Spod syfu wygląda koleś, którego nie da się nie kochać i to nie tylko dlatego, że ma oczy Bambiego. I dlatego krew mnie zalewa, kiedy na stronie E4 czytam, że
Yes we know what you’re thinking but fear not - here's what Executive Producer, Petra Fried, had to say:We are all sad to say goodbye to Robbie Sheehan – he has been brilliant as Nathan. Luckily for us, all of Nathan’s filthy lines were written by (creator and writer) Howard Overman, and there’s loads more where they came from – we call it the Overman dirt bank.
chociaż wiem że to taka pijaroska gadka.
Cholera wie, o co poszło, Sheehan właśnie zagrał w filmie pt. Killing Bono, jakoś nie wygląda mi na wariata, co by szedł szukać gwiazdorstwa tam, gdzie tak niepewny grunt, podczas gdy w sześcioodcinkowym serialu ma postać, która robi furorę każdym słowem, no ale to już takie gdybanie.
Ja idę płakać, a ty, drogi czytelniku, jeśli jeszcze Misfits nie widziałeś, kradnij i przygotuj dużą kawę. Miłego i
SAVE ME, BARRY!
to najsmutniejsza, najgorsza i w ogóle depresyjna wiadomość roku. Ten kto "Misfits" nie zna temat oleje, ale ten kto zna - zapłacze. Sheehan był po prostu genialny i nie będzie przesadą jeśli porównam go do postaci wielkiego kalibru na małym ekraniu, choćby do Ala Swearengena z Deadwood - podobna siła rażenia, błyskotliwość, choć skrajnie odmienne metody działania. Cała nadzieja w scenarzystach. To chyba oni są źródłe geniuszu tego serialu (tak, tak, oglądać, kraść, kraść trzeba, inaczej się nie da!)
OdpowiedzUsuńnie zapłaczę nad Sheehanem, bo, jak pisałem, serial uważam za "tylko" dobry. Oczywiście, ta decyzja to strzał w stopę z rykoszetem w mordę, ale, jako że nie żywię tak silnych uczuć do serialu jako ogółu także i ta wiadomość mnie nie dotyka.
OdpowiedzUsuńZgodzę się, że wypada postać kluczowa dla serii. Co więcej - najbardziej rozbudowana i jedyna posiadająca życie poza pracami społecznymi. Poznajemy jego rodzinę, jego problemy - coś, co zostaje zasygnalizowane jedynie w przypadku Simona i lekko liźnięte pod postacią ex Curtisa. Trzeci sezon ma u mnie wielkie "MOŻE".
PS: Art, chill out. Trochę nazbyt emocjonalny wpis Ci wyszedł... :P
@ des
OdpowiedzUsuńscenariusz scenariuszem, gra aktorska gra, plus te oczy bambiego
@wujo444
>>Art, chill out. Trochę nazbyt emocjonalny wpis Ci wyszedł... :P
NIE ROZUMIESZ!! :(
trzeba kochać by być kochanym.
A tam emocjonalny, prawdę chłop napisoł ;) Jak mnie Nathan wkurwiał, tak się wkurwiam, że go nie zobaczę :((( Najlepiej jeszcze niech zlikwidują Kelly i zamienią Misfits w Beverly Hills 90210, KURWA (tak, kurwa).
OdpowiedzUsuńjestem dziewczynką, ale wielkie dzięki za wsparcie ;) nathan wkurwia tak pięknie, że potem się chce wyjść do ludzi i zacząć drzeć ryja na środku ulicy, że ten tam na przystanku to lubi wąchać brudne gacie. :D
OdpowiedzUsuńO przepraszam, z daleka nie poznałem :) Podejrzewam, że i skarpety.. Trzeba by Nathana poprosić o ocenę :D Jak dla mnie Kelly jest the best, no ale ja jestem chłopczykiem :)
OdpowiedzUsuńOj smutno, smutno...Az sie boje wlaczyc chanel 4, gdy w koncu trzecia seria zagosci na ekranie.
OdpowiedzUsuńja chyba też najbardziej lubię kelly, zawsze wydawała mi się najmądrzejsza z całej gromadki
OdpowiedzUsuń