W 2007 roku Steven Spielberg i George Lucas, ojcowie Indiany Jonesa postanowili reanimować tę kultową postać po to tylko, by ją na oczach milionów zamordować. Harrison Ford we własnej osobie wziął w tym udział, można więc mord na Indianie w dużej części potraktować jako samobójstwo. Najwidoczniej nie wystarczył Fordowi pogrzeb jednego bohatera, bo właśnie postanowił ukatrupić drugiego. Tym razem celownik snajperskiego karabinu ustawiono na Ricka Deckarda z „Blade Runnera”, a egzekucja z rąk Ridleya Scotta i plutonu egzekucyjnego złożonego ze scenarzystów, ma nastąpić jakoś w 2013 lub 2014 roku.
Cytat z fatalną dla świata filmu informacją, którym zacząłem niniejszy wpis, zmroził mnie i zasiał we mnie ziarno wątpliwości w poczytalność Ridleya Scotta, który wzorem spółki Spielberg & Lucas i ich gwałtu na Indianie Jonesie, nie wie kiedy ze sceny zejść niepokonanym. Dodatkowo nie wie nawet jak zostanie przyjęty jego „Prometeusz” (nawiązujący przecież do kultowego „Alien”), a już rozgrzebuje kolejną legendę. O zawrót głowy przyprawia informacja, że nowy „Blade Runner” ma być „bezpośrednią kontynuacją” – to znaczy że co? Że „dwójka” zacznie się w miejscu, w którym kończyła się jedynka? Pozostawiliśmy bohatera młodego, silnego i biegającego za androidami, i nagle hop siup, zastajemy go biegnącego na pocztę po emeryturę? Hellou, ktoś tu chyba nie zauważył, że czas go mocno posunął. Ale tak naprawdę najbardziej nie martwi mnie udział w projekcie Harrisona Forda, bo scenarzyści-akrobaci zawsze wymyślą jakiś bzdurny scenariusz, żeby upchnąć w nim podstarzałego łowcę. A jeśli zrobią to w podobny sposób, w jaki obsadzono Jeffa Bridgesa w „Tron: Legacy”, czyli z godnością, szacunkiem dla klasycznej postaci i adekwatnie do wieku aktora, to będzie jakiś cień szansy, że nowy „Blade Runner” nie będzie parodią oryginału z 1982 roku.
Najbardziej martwi mnie to, że scenarzyści choćby zaprzedali duszę diabłu, nie dadzą rady stworzyć postaci, która dorównałaby zajebistością… przeciwnikowi Deckarda – Royowi Batty, w oscarowej (moim zdaniem) kreacji Rutgera Hauera. Przypomnijmy sobie w tym miejscu niezapomnianą sekwencję finałową z „Blade Runnera”, by stwierdzić jak jeden mąż, że ewentualna część druga (wciąż mam nadzieję, że Scott i Ford się opamiętają), z pewnością pełna CGI, nie będzie nawet namiastką pojedynczego ujęcia z poniższego fragmentu.
Prawda, że to jedna z najlepszych sekwencji w dziejach kina? Jak tu zostało wszystko przemyślane – przez cały film ładowała się flinta, która w finale wystrzeliła emocją tak potężną, że klękajcie narody. Relacja Deckarda z Battym to chyba najbardziej niezwykły duet postaci w historii X muzy – obydwaj nie widzieli się przez cały film, aż do finału, w którym główny bohater został pozbawiony godności i przegoniony przez „czarny charakter” jak jakiś leszcz spod budki z piwem. Deckard, rozgadany przez cały film, nie wypowiada do swojego antagonisty ani jednego słowa; to pozbawiony (podobno) duszy android odstawia monolog łapiący za gardziel i wyciskający najszczersze łzy wzruszenia. Zwróćmy uwagę na fakt, że Batty w chwili ratowania Deckarda trzyma gołębia w delikatnym uścisku w lewej, podczas gdy prawą zaciska z niesłychaną siłą na ręku Deckarda, ratując go z upadku w przepaść. Ten motyw jeszcze bardziej niż sam finał w deszczu, pokazuje jak delikatną, pełną sprzecznych emocji, siły i delikatności, istotą, był ścigany przez łowcę android. Powiedzcie sami, czy istnieje jakakolwiek szansa, że Ridley Scott wespół z 70-letnim Harrisonem Fordem i pewnie BEZ Vangelisa, dadzą radę powtórzyć tę magię Blade Runnera?
Osobiście mam nadzieję, że nie dojdzie do realizacji kuriozalnego projektu pod nazwą „Łowca androidów 2” pod żadną postacią, z Fordem czy bez, jako kontynuacja, prequel, srequel, remake czy serial. „Blade Runner” to „Blade Runner”, to, do cholery, pojedynczy filmowy cud, który nie zdarzy się po raz drugi.
Amen
OdpowiedzUsuńPrzecież to plota. Ani Ford nie będzie pracował ze Scottem, ani Scott z Fordem. Jedyne co póki co jest w planach, to spin-off dziejący się w tym universum (tudzież prequel), ale czy powstanie w ogóle nie wiadomo.
OdpowiedzUsuńA ja wierzę w Scotta! Wierzę w jego 'Prometeusza' i wierzę, że jeśli zdecydowałby się na kontynuację Blade Runnera to był by to sequel godny poprzednika.
OdpowiedzUsuńTak czy siak, każdy powód jest dobry by przypomnieć o oryginalnym "Blade Runner" i jego wielkości! :)
OdpowiedzUsuńQuote: Traktuje to jako spekulacje podszyte czarnym humorem. No jakoś sobie nie wyobrażam kontynuacji (oooo jest polskie słowo sequel) Łowcy Androidów.
OdpowiedzUsuńHarrison Ford już zresztą zamordował jedną legendę. Odnalazł w Andach kosmitów (Indiana Jones). Byłoby szkoda gdyby zrobił to samo z drugą.
Scott również sporo ryzykuje. W tym roku na ekranach zagości Prometeusz. Historia poprzedzająca tę z Aliena.
:)
Nie rozumiem podejścia w stylu "bezczeszczenie legendy". Przecież nikt nie kroi oryginalnego "Blade Runnera" i nie każe wywalić kopii, które mamy w domu. Jeśli nowy będzie słaby, to nie stawiaj go na półce i już. Sam nie znoszę "Gwiezdnych wojen 1-3", ale czy w jakikolwiek sposób rzutuje to na mój odbiór 4-6? Nie. Zaznaczam przy tym, że mi również średnio w smak drugi "Blade Runner" - to film zbędny, ale jak nakręcą, to przecież się nie powieszę, tylko pójdę zobaczyć i wtedy ewentualnie rzucę kamieniem.
OdpowiedzUsuńHmmm... czy ja gdzieś napisałem, że w przypadku powstania kontynuacji zmieni się moja opinia na temat oryginału??
OdpowiedzUsuńNie, nie - chodzi mi raczej o sam termin "mordowanie legendy". Zresztą Ford dzisiaj zdementował plotki.
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, dobrze, że udało mi się zamieścić wpis na blogu przed demencją Forda, tzn. przed tym jak zdementował ;)
OdpowiedzUsuńPewnie zaglada nam tu na bloga, sie zawstydzil i musial oficjalnie dementowac. hi hi hi ! :)
OdpowiedzUsuńTeż mi się nie podoba termin "mordowanie legendy". Jak z tabloidu. A fe! A fuj!
OdpowiedzUsuńW kssiazce, do ktorej prowadzi link http://www.filmschoolrejects.com/features/tales-from-development-hell-frank-darabonts-indiana-jones-and-the-city-of-the-gods.php mozna znalezc czemu Indy IV wyszedl gorzej niz oczekiwano.
OdpowiedzUsuń