W miniony piątek doświadczyłem chyba najmilszego filmowego przeżycia jakiego można doznać. MÓJ film na srebrnym ekranie. Mówię wam... niezapomniane uczucie!
Na początku tego roku zacząłem kręcić film o lokalnej drużynie futbolu amerykańskiego. Sport nowy, egzotyczny. To co miało być moim pierwszym poważniejszym filmikiem przeistoczyło się w trzydziestominutowy dokument, ale mniejsza o to. Pokaz premierowy odbyć się miał w jednym z kin, jednak w skutek awarii jednego z gniazd w centrali, na ekranie wyświetlał się niebieski kwadrat zasłaniający pół obrazu. Po miesiącu czekania wrzuciłem film na youtube by mieć to cholerstwo z głowy :) I co? Szef konkurencyjnego kina zgłosił się sam do mnie, by zrobić prapremierowy pokaz. Tym razem wydarzenie doszło do skutku.
Już tydzień wcześniej idąc z kumplem przez miasto dostrzegłem swój plakat na drzwiach "Przedwiośnia" - ramię w ramię obok postera nowego "Zmierzchu" :). Przez cały tydzień jaki pozostał do pokazu myślałem że zniosę jajko...
Sala była niemalże pełna! Jedynie miejsca w rogach sali pozostały wolne. Przez cały seans myślałem, że nie wytrzymam z nerwów. Zaczęła mi drżeć jedna noga, potem druga. Zostało pięć minut do napisów końcowych, więc zacisnąłem zęby i jakimś cudem dałem radę. Wtedy posypały się gromkie brawa. Dla mnie. Odetchnąłem z ulgą, wstałem, podziękowałem, po czym otrzymałem buziaka od... mamy :) Dopiero wówczas poczułem jak bardzo się zgrzałem i jak mocno zaciskałem wszystkie mięśnie.
Mój film, który miał być skromnym reportażem zagościł na srebrnym ekranie w największej sali w kinie. W sali pełnej widzów. Mój prawdziwy debiut robiony dosłownie partyzanckimi metodami na domowym komputerze. Ahh…. Powiem wam, że wszelkie pozytywne opinie to nic w porównaniu do takiego seansu. Uczucie niesamowitego spełnienia, gigantyczna satysfakcja i gargantuiczny przypływ weny twórczej. Warto było się męczyć w pojedynkę przez ponad pół roku. Oj warto…
Korzystając z okazji pragnę podziękować Panu Marcinowi Siemiątkowskiemu z NovegoKina „Przedwiośnie” oraz Pawłowi Chlebnemu za zorganizowanie seansu, który był moim małym marzeniem, stojącym na drodze do tego większego ;)
Na początku tego roku zacząłem kręcić film o lokalnej drużynie futbolu amerykańskiego. Sport nowy, egzotyczny. To co miało być moim pierwszym poważniejszym filmikiem przeistoczyło się w trzydziestominutowy dokument, ale mniejsza o to. Pokaz premierowy odbyć się miał w jednym z kin, jednak w skutek awarii jednego z gniazd w centrali, na ekranie wyświetlał się niebieski kwadrat zasłaniający pół obrazu. Po miesiącu czekania wrzuciłem film na youtube by mieć to cholerstwo z głowy :) I co? Szef konkurencyjnego kina zgłosił się sam do mnie, by zrobić prapremierowy pokaz. Tym razem wydarzenie doszło do skutku.
Już tydzień wcześniej idąc z kumplem przez miasto dostrzegłem swój plakat na drzwiach "Przedwiośnia" - ramię w ramię obok postera nowego "Zmierzchu" :). Przez cały tydzień jaki pozostał do pokazu myślałem że zniosę jajko...
Sala była niemalże pełna! Jedynie miejsca w rogach sali pozostały wolne. Przez cały seans myślałem, że nie wytrzymam z nerwów. Zaczęła mi drżeć jedna noga, potem druga. Zostało pięć minut do napisów końcowych, więc zacisnąłem zęby i jakimś cudem dałem radę. Wtedy posypały się gromkie brawa. Dla mnie. Odetchnąłem z ulgą, wstałem, podziękowałem, po czym otrzymałem buziaka od... mamy :) Dopiero wówczas poczułem jak bardzo się zgrzałem i jak mocno zaciskałem wszystkie mięśnie.
Mój film, który miał być skromnym reportażem zagościł na srebrnym ekranie w największej sali w kinie. W sali pełnej widzów. Mój prawdziwy debiut robiony dosłownie partyzanckimi metodami na domowym komputerze. Ahh…. Powiem wam, że wszelkie pozytywne opinie to nic w porównaniu do takiego seansu. Uczucie niesamowitego spełnienia, gigantyczna satysfakcja i gargantuiczny przypływ weny twórczej. Warto było się męczyć w pojedynkę przez ponad pół roku. Oj warto…
Korzystając z okazji pragnę podziękować Panu Marcinowi Siemiątkowskiemu z NovegoKina „Przedwiośnie” oraz Pawłowi Chlebnemu za zorganizowanie seansu, który był moim małym marzeniem, stojącym na drodze do tego większego ;)
No to gratul, Gigaczu ;) Jak widać, z emocjami w kinie, czy to po jednej czy po drugiej stronie, nic nie może się równać :D
OdpowiedzUsuńgigacz, gratuluję, mogę tylko powiedzieć, że znam to uczucie i było mniej więcej tak jak piszesz :)
OdpowiedzUsuńGigacz, zapomniałem ci powiedzieć - film jest świetnie zrealizowany, w stylu jankeskim, pełna profeska. Serio.
OdpowiedzUsuń